
Kupiłem sobie książkę z opowiadaniami Lema dobranymi podług popularności wśród czytelników. Niby mam chyba całą prozę, którą Lem opublikował, wliczając w to niektóre wcześniejsze lub nie wznawiane książki, ale niestety nie pod ręką. I oto okazuje się, że nie myliłem się licząc na swoją przeciętność -- większość z nich to także moje ulubione opowiadania. Trochę z Cyberiady, trochę z Próżni Doskonałej, trochę z Ijona Tichy'ego, trochę z Pirksa. Rozkosznie się to czyta, nawet co bardziej archaiczne kawałki "Terminusa". Cudny "Kongres Futurologiczny". W sumie cieszę się, że od tak dawna żadnego Lema nie czytałem. Trochę tak jak w pewnej anegdocie:
Mój brat jakoś przegapił w życiu kilka opowiadań Lema. Pewnego dnia zorientował się, że mam w zbiorku coś czego nie zna. Popatrzył pożądliwie, ale Junior biegał po mieszkaniu, więc nie było odpowiednio godnych warunków.
- Wiesz co, ja pożyczę, i przeczytam u siebie w domu.
- Jasne.
- Albo najlepiej pojedź ze mną, odwiozę cię potem.
W domu, wieczorem, wziął w obie dłonie książkę, usiadł powoli w fotelu...
- Nie - mówi - Najpierw położymy małego spać.
Położyliśmy. Wytarł ręce, usiadł, książka już na kolanach.
- Dołożę do pieca.
Dołożył. Zamknął drzwiczki. Wytarł ręce, usiadł. Jeszcze coś nie grało. Posłuchał, posłuchał, wstał i wyłączył komputer, żeby wentylator nie szumiał. Otworzył książkę. Popatrzyłam na niego i zaraz wyszłam do kuchni.
Włączyłam sobie cichutko radio, i czekałam. Wreszcie przyszedł.
- Przepraszam, ale nowy Lem... po tylu latach.
(Dorota Guttfeld)
Fakt, nic nie jest doskonałe. Zamiast "Terminusa" wolałbym "Ananke"; zamiast "Jak Erg Samowzbudnik bladawca pokonał" - "Ofertę Króla Okrycyusza" ("To my, trociny"). A zamiast "Non serviam" (jedno, co uważam w gruncie rzeczy za strasznie nudne w tym całym wyborze) - któreś z opowiadań, które nie było częścią cyklu, np. "137 sekund".
P.S. Zaraz mnie SZLAG trafi - Opera i Blogger się chyba nie znoszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz