31 grudnia 2006

Przetwór, czyli bakłażany na ostro

Przetwór ten robi się szybko, stoi krótko, a przyjemność wieeeelka. Otóż:

4 bakłażany (ca. 1 kg)
7 łyżeczek soli
dwie szklanki octu (balsamicznego, działa świetnie)
7 ząbków czosnku
3 ostre papryczki (w jakiejkolwiek postaci, byle sakramencko ostre)
3 łyżeczki oregano
2 szkl. oliwy z oliwek

Bakłażany pokroić w plastry (ca. 2 cm grubości), posypać solą i włożyć do miski; obciążyć deseczką i naczyniem z wodą i zostawić na 24 godziny (żeby puściły sok). Potem wyjąć z miski i osuszyć, najlepiej wkładając w papierowy ręcznik. Włożyć z powrotem do miski, zalać octem i poczekać 5 min. Znów osuszyć. Czosnek i papryczkę pokroić w plasterki (papryczkę bez pestek!). Znaleźć odpowiednie naczynie, np. duży słoik, i układać warstwami: bakłażany, czosnek z papryczką, oregano, bakłażany itd. Ugnieść, żeby uszło z nich powietrze. Zalać oliwą tak, żeby było wszystko przykryte, po czym dolać ocet balsamiczny. Zamknąć i zostawić na co najmniej trzy tygodnie.

No więc zrobiłam jw., po czym stało toto u nas rok, bo nikt nie odważył się otworzyć słoika. Kiedy już otworzyliśmy, zniknęło w tydzień, takie było pyyyyszne!!! Nadaje się jako dodatek do mięsa, do kanapek, do sałaty, krótko mówiąc: do wszystkiego, a to płynne coś znakomite jako dodatek do sałatowych sosów. Ostre jak jasna cholera i chrupie w zębach. Poza tym, słoik szpanersko wygląda :-)

Pollo pepetoria, czyli kura w migdałach

Jest to przepis Soni, która ma go skądś. Dość drogi, ze względu na pinię, ale warto! Potrzeba do tego:

500 g cycków z kury
100 g migdałów (najlepiej takich w plasterkach, ale wszystko jedno)
100 g orzeszków pinii
dwie posiekane cebule
3 ząbki czosnku
troszkę mąki, soli i pieprzu
szczyptę ostrej papryki
szklankę białego wina
pół szklanki śmietany (słodkiej)

Migdały, jeśli są w skórce, wrzucić na chwilę do wrzątku, po czym obrać ze skórek. Wrzucić na patelnię bez tłuszczu i zbrązowić. To samo zrobić z orzeszkami pinii. Kurczaka pokroić w kostkę, wytarzać w mące i obsmażyć na oliwie na złoto. Cebulę zeszklić, dodać zmiażdżony czosnek, potem dodać migdały i orzeszki. Doprawić papryką i solą, zmielić. (Znakomicie sprawdza się końcówka siekająca do miksera, jeśli nie wyrabia - dodać odrobinę białego wina, na pewno nie zaszkodzi. Jak kto ma, wrzucić wszystko do malaksera i zmielić). Wrzucić w toto kurę, wino, śmietanę, i grzać na słabym ogniu ok. 20 min. Podawać z ryżem albo czym tam kto lubi, na zimno albo i na ciepło. Pycha!!!

Hamburgery

Hamburgery własnej roboty nie mają wiele wspólnego z tymi serwowanymi w jednej z dużych sieci franchisingu. Bardziej przypominają coś, co serwują w takich obleśnych budkach na ulicach w Szwecji albo w dobrych restauracjach w Stanach. Są olbrzymie i ociekające tłuszczem; na ich widok wątroba składa wymówienie i szuka nowej pracy.

500g mielonego (mieszanego albo wołowego), 4 duże bułki do hamburgerów, 200g boczku wędzonego, ser żółty w Ilości Wystarczającej (cztery przyzwoite plastry), 1 cebula, ew. ogórki konserwowe, musztarda (ostra, oczywiście), keczup.

  • boczek pokrajać na cieniutkie plasterki i przysmażyć na dość rozgrzanej patelni z odrobiną tłuszczu
  • mięso przyprawić pieprzem, solą i tabasco. Podzielić na cztery części
  • z mięsa robić cieniutkie placki (w czasie smażenia ściągają się i grubną), omączyć je delikatnie i smażyć na tłuszczu spod boczku. Ponieważ najczęściej nie mieszczą się w całości na patelni, smażę je po kolei
  • bułki przekroić na pół, jedną część posmarować keczupem, drugą musztardą. Są dwie szkoły. Albo smaruje się musztardą doły, a keczupem góry (bułek), albo odwrotnie.
  • no dolnych częściach bułek położyć kotleciki, plastry sera, boczku, cebuli, ogórków, przykryć górą od bułki.
  • Hamburgery wsadzić na 15 minut do pieca nagrzanego do ok 100 stopni

Tapenada

Znów nieoceniony Herve This.

Tapenada to pasta z oliwek, anchovis i kaparów, pyszna np. na chlebie toastowym.

50 g zielonych oliwek, 50 g kaparów, 200 g czarnych oliwek, kilka (10) filetów z anchovis, 1-2 ząbki czosnku, sok z jednej cytryny.

  1. Zmielić zielone oliwki z kaparami i sokiem z cytryny.
  2. Dodać czarne oliwki, zmielić ponownie.
  3. Dodać anchovis i rozgnieciony czosnek, mielić dalej.
  4. Stopniowo dodawać oliwę. Mielić tak długo, aż będzie dość jednorodna emulsja, nie za gęsta, ale i też nie całkiem płynna.
Pasta ma niezbyt apetyczny kolor, ale jest pyszna.

Wino pomarańczowe


Przepis jest z książki Herve This-Benckharda (który z bliżej mi nieznanych przyczyn po francusku publikuje jako Herve This), która się tu już pojawiała i pewno nieraz się jeszcze pojawi. Wykonanie wina zajmuje ok. roku, z którego to czasu upłynął dopiero jeden dzień, więc na razie podam przepis jak jest w książce, i na bieżąco będę dodawał modyfikacje.

  1. Etap pierwszy, czyli nalewka. Potrzeba: 4 gorzkie pomarańcze, jedna cytryna (wszystko niepryskane!), cynamon, goździki, alkohol (obstbrand).

  2. Umyć owoce, włożyć do butli ok. 2 litrowej, wrzucić kawałek cynamonu i ze dwa goździki, i zalać alkoholem.

    Pomarańczy gorzkich (zimowych), o jakich pisze autor, chyba w Niemczech nie ma. Wzięliśmy więc czerwone pomarańcze, oczywiście z eko-sklepu.

    Co do alkoholu, to w niemieckim tłumaczeniu This-Benckharda jest "Obstbrand", czyli pewnie jakikolwiek bimber z owoców. Kupiliśmy niemiecki, 38% "obstwasser" z gruszek i jabłek. Liczę na to, że sztuczny zapach tego płynu zostanie brutalnie złamany olejkami ze skórek cytrusów.

  3. Etap drugi opiszę jednak dopiero gdy do niego dojdzie. Z grubsza, miesza się nalewkę z pięcioma flaszkami białego wina i pół kilo cukru, rozlewa do flaszek w których jest kawałek drewna dębowego (z braku dębowych antałków) i leżakuje jeszcze przez kilka miesięcy.

Na razie nalewka prezentuje się bardzo imponująco.

No to jedziemy...

Dawno się jakoś nic tu nie pojawiało, ale (a) jednak ktoś czasem to czyta oraz (b) jak nie zapisuję, to nie pamiętam co oglądałem, jadłem bądź czytałem, więc chyba postaram się bardziej regularnie coś pisać. I nawet jak nie będę miał czasu, żeby coś napisać o książkach / filmach / etc., to może przynajmniej zapiszę sobie tytuły. Lepiej byle jak, niż wcale (nie pisałem, bo "to trzeba by przysiąść i porządnie napisać", a na to nie ma czasu, ochoty ani sił).

No, no: ochota to jest, i zamiar jest, tylko z czasem jakoś się ciasno zrobiło. Szkoda. To chyba objaw starości (raczej dzietności).