26 sierpnia 2006

[FILM] Tesseract

[ Te sera, sera ]

Tak to jest, że jak się chce zrobić film ambitny, to zazwyczaj wychodzi film pretensjonalny. Nieee, to nie był zły film. Poza tym, oczywiście, że był nudny, pozbawiony poczucia humoru, płytki, głupi, przewidywalny i ogólnie żałosny. Kocham takie filmy, o nich się świetnie pisze. Trochę to jak kopanie leżącego kaleki: sport łatwy, bezpieczny, a przy tym dający rozrywkę.

Chłopcy dokonali spostrzeżenia (po niemiecku mówi się: weltbewegend), że czas jest oddzielnym wymiarem, i że pewne rzeczy dzieją się równocześnie, wydarzenia się zazębiają, a ta sama historia może być pokazana z wielu perspektyw. Dlatego zapewne wybrali sobie tak prostą, nieskomplikowaną i łatwą do streszczenia w najzupełniej konwencjonalny, liniowy sposób historię. Man has drugs, man looses drugs cause he is too dumb to breathe without a manual, mafia gets pissed, man gets killed. Na wszelki wypadek nie komplikowali jej zbytnio, Tarantino hin oder her, ale nie przesadzajmy z inteligencją widowni.

Żeby dać słuszność kobyle, w której ukazuje się wyjaśnienie terminu tesserakt (nota bene błędne), autorzy od czasu do czasu strzelali fotkę zegara pokazującego piętnaście po szóstej i powtarzali ujęcia z minimalnie zmienionej perspektywy (nie, żeby to coś wnosiło, to nie Kurosawa). Na szczęście, tylko na początku filmu, potem dali sobie spokój i skoncentrowali się na zwolnionych zdjęciach. Film przejrzyście oddaje fascynacje jego autorów - mało która scena nie jest brutalnie, a przy tym nieudolnie zerżnięta z jakiegoś ich idoli. Jako studium psychologiczne, albo jako podstawkę pod drinka (DVD świetnie się do tego nadają) -- stanowczo polecam.

Brak komentarzy: